Zamek Pilcza w Smoleniu

Zamek Pilcza w Smoleniu

Po udanej wycieczce do Zamku w Olsztynie postanowiliśmy ponownie odwiedzić jurę. Tym razem naszym celem stał się bardziej niszowy zamek, ale także leżący na Szlaku Orlich Gniazd – Zamek Pilcza w Smoleniu, zwany też Zamkiem Smoleń. Trasa na jurę z Tarnowskich Gór, jak zwykle bogata była w piękne, chilloutowe widoki i zieleń.

Zanim przejdziemy do naszych wrażeń, trochę o historii zamku, która jest dość bogata! Stożkowate, zalesione wzgórze, na którym widnieje charakterystyczna wieża zamku, prawdopodobnie było zamieszkałe jeszcze przed naszą erą. Zdają się to potwierdzać wykopaliska archeologiczne w postaci grotów włóczni. Zamek w Smoleniu stał zapewne już w XIII wieku, skoro z kronik wynika, że budowla obronna w tym miejscu (zapewne drewniana) zniszczona została podczas walk Władysława Łokietka z Wacławem, królem Czech, w 1300 roku. W połowie XIV wieku nowa, murowana warownia, wzniesiona została prawdopodobnie przez Ottona z Pilczy herbu Topór.

Początkową bryłę zamku stanowiła niewielka kamienna budowla z wysoką wieżą. Później obiekt systematycznie się rozrastał poprzez dobudowywanie dwóch zamków dolnych.

Kolejnymi właścicielami, po Pileckich, stali się w XVI wieku Padniewscy. Bogaty i potężny ród potrzebował jednak znacznie bardziej okazałej rezydencji, dlatego też wkrótce właściciele Smolenia przenieśli się do Pilicy, gdzie postawili sobie nowy zamek. Opuszczona warownia w Smoleniu ucierpiała znacznie w czasie potopu szwedzkiego. Planowano przeznaczenie jej na klasztor, co jednak nie doszło do skutku. W połowie XIX wieku zamek został kupiony i częściowo odbudowany przez Romana Hubickiego, który założył tu znana fabrykę śrutu „Batawia”. W XX wieku prowadzono na zamku prace zabezpieczające oraz wykopaliska archeologiczne. Zimą 2010 roku, w wyniku złamania kilku drzew przy jednoczesnym złym stanie murów, doszło do uszkodzeń zamku.

Wzgórze zamkowe zbudowane z wapieni jurajskich, objęte jest rezerwatem przyrody. Zbocza wzgórza porasta las z przewagą buka, graba i modrzewia. W rezerwacie występuje kilka gatunków roślin chronionych.

A teraz o naszych wrażeniach. Przed wejściem do rezerwatu, na dole wzniesienia kupicie bilety w cenie 9 zł za osobę dorosłą, za bilet ulgowy zapłacicie 7 zł. Następnie udając się nieco w górę przez zielony, przyjemny park dojdziecie do wzgórza na którym leży zamek.

Po wejściu drewnianymi schodami, za pięknym, murowanym wejściem, ukarzą Wam się cudne, jasne ruiny. Akurat mieliśmy szczęście, że tej soboty cudnie świeciło słońce, które podkreślało jasność cegieł.

Dzięki drewnianym schodom, zamontowanym przy murach, można wspiąć się wyżej by zobaczyć panoramę miasta. My, jako osoby z dość dużym lękiem wysokości, nie daliśmy rady wejść na samą górą, po prostu w pewnym momencie wysokość nas przerosła.

Na szczęście, idąc kawałek dalej przez rezerwat, zobaczyliśmy kolejne wejście i kolejną część ruin. Tam drewniane barierki nie prowadziły aż tak wysoko, więc udało nam się wejść po schodach i zobaczyć kawałek panoramy, a także zamek z innej perspektywy.

Stamtąd zeszliśmy inną trasą w dół parku. W pewnym momencie naszą uwagę przykuł złoty kolor, prześwitujący przez zieleń gałęzi. Oczywiście musieliśmy sprawdzić co się za nim kryje. Naszym oczom ukazała się przepiękny, wiejski krajobraz ze złotymi kłosami na czele. Ach jak uwielbiamy takie odkrycia! 🙂

Wojtek nie musiał mnie długo przekonywać bym nieco pobuszowała w zbożu 😛

Po spacerze oczywiście zgłodnieliśmy, a że przy samym zamku i w okolicy nie znaleźliśmy restauracji, udaliśmy się do pobliskiej Pilicy do Miejscówki nad Stawem, czyli chilloutowego foodtrucka 🙂

Już w drodze zachwycało nas przecudnej urody ukształtowanie terenu. Co kawałek to inna przestrzeń ciesząca oczy 🙂

W Pilicy mieliśmy ciąg dalszy radości z otaczających nas widoków. Naprawdę bardzo polecamy wszystkie wymienione w tym wpisie miejscówki – gwarantujemy, że naładują Wasze „akumulatory” 🙂

A teraz przejdźmy do konkretów, czyli jedzenia 😉 Miejscówka nad Stawem serwuje między innymi zapiekanki i gofry. I te dwie rzeczy postanowiliśmy posmakować. Ja zwyczajowo na słodko, Wojtek na ostro 😉

Ale zanim o jedzeniu. Sama lokalizacja foodtrucka to istny raj dla wielbicieli slow life. Otwarta zielona przestrzeń, staw, ludzie cieszący chwilą 🙂

A oto i nasze „szamanko”. Dość dobrej jakości oraz w smaku jak na jedzenie z tego typu miejsca. Zapiekanka i gofr po 8 zł, lemoniada i cola po 5 zł, a ile radości! 🙂

Jura Krakowsko – Częstochowska to bez wątpienia jedno z naszych ulubionych miejsc, do którego na pewno jeszcze wrócimy 🙂

Comments are closed.